Reklama w internecie Życie...

Polecam

środa, 23 maja 2018

Droga?



Zawsze gdzieś szedłem... Zawsze szedłem by dotrzeć do celu. Szedłem gdzieś! Z kimś, za kimś, przed kimś, obok kogoś, sam.

Dziś jednak w mojej głowie pojawiła się nagła chęć pójścia nigdzie. Myśl nie odpuszcza. Nie daje spokoju. Kusi!

Może powinienem wstać i pójść. Dać się zaskoczyć nagłej wewnętrznej potrzebie.

Często myślę o tym, która z dróg doprowadziła mnie do miejsca, w którym dziś jestem. Ile razy zawracałem w obawie o to, że zgubiłem właściwą drogę. Zastanawiam się czy droga którą szedłem faktycznie była niewłaściwą? Gdzie by mnie zaprowadziła gdybym nie zawrócił?

Jak często idąc miałem pod górę, a ile razy schodziłem w dół. Czy schodzenie w dół oznaczało, że szedłem szybciej?

Jak wiele razy biegłem bo czułem, że mogę. Czułem, że tak trzeba.

Ile miałem potknięć? Ile upadków? Ilu z nich już nie pamiętam, a ile pozostawiło blizny?

Jak długa jest jeszcze moja droga i na ile ja ją wybieram, a na ile droga wybrała mnie?

"Cogito ergo sum" ciśnie mi się na klawiaturę! Ale KIM?

Pięknie i chętnie pokazujemy swoje sukcesy!

Ja chyba mam już dosyć.

Gratuluję Wszystkim i cieszę się ich szczęściem. Jeśli to komuś pomaga. Wzmacnia jego zdolność odczuwania szczęścia, to niech się dzieli z innymi. Jeśli dodatkowo kogoś tym motywuje - róbcie to. Ale ja już trochę mam dosyć.

Wiem, że sukces często okupiony jest wieloma sytuacjami, o których już nie piszemy. Których już nie pokazujemy na zdjęciach. To taki trochę inny Facebook, który zresztą zmienił się strasznie i to na gorsze.

Niestety może to również działać podobnie do zdjęć pięknych modelek w pismach dla kobiet. Fajnie się ogląda ale w głębi duszy poza podziwianiem piękna (często po stosownym retuszu) zostaje zawód, rozczarowanie. Nie rzadko pogorszenie nastroju z depresją włącznie...

Też się do tego grona zaliczam. Też nie raz chwaliłem się choćby małym, malutki szczęściem. Żeby nie było - wiem że jestem hipokrytą (czasem) ale w tym właśnie momencie czuje przesyt.

Nikt nie piszę, że chodził do specjalisty bo nie radził sobie ze stresem. Nie widzę dzielenia się rozczarowaniem i zawiedzeniem po utracie pracy. Nie ma tu szczerych wyznań o tym jak godzimy się na pracę inną niż wymarzona w stylu "kochaj swoją pracę a nie będziesz czuł, że pracujesz". Nie czytałem o nie radzeniu sobie z zespołem. O "trudnych" przełożonych. Niewiele jest tutaj (również tutaj) prawdziwego, szczerego życia właśnie tego zawodowego...

Tym samym chciałem WSZYSTKIM życzyć żeby marzenia się spełniały. Sukcesy nie ustawały, a życie żeby nas rozpieszczało!

niedziela, 1 maja 2016

O zazdrości

To zaskakujące jak często i jak bardzo potrafimy zazdrościć. Jest to jedno z najczęściej występujących uczuć, którego doświadczamy z różnym natężeniem niemal każdego dnia. 
Bez względu na poziom spełnienia zdarza nam się myśleć o tym, jak inni mają dobrze w aspektach, których nam zdaje się brakować. 
Nie mam na myśli chorobliwej zazdrości o osobę, jej względy czy uczucia ale o zazdrość stylu życia, czy posiadania.
I tak na przykład...
Jesteś młodą osobą. Uczysz się ale pewną część wolnego czasu spędzasz na rozrywce. Może grasz w gry, spotykasz się ze znajomymi, imprezujesz. Jednak czasem, gdzieś po drodze, patrząc na starszą od siebie osobę jadącą przyzwoitym samochodem, dobrze ubraną, wyglądającą na spełnioną i zrealizowaną myślisz sobie... 
Kurcze... Musi dobrze zarabiać - chciałbym tak! Pewnie może sobie pozwolić na wszystko co chce. Pewnie spędza każdego roku super wakacje w jakimś egzotycznym miejscu. Ciekawe co robi, czym się zajmuje - "też tak chcę".


Jesteś w kwiecie wieku. Pracujesz, zarabiasz, stać Cię na wiele ale pewnego razu mijasz grupę młodych ludzi, którzy wyglądają na przełom szkoły średniej i studiów. Patrzycie na siebie i myślisz... 
Kurcze... ale świetnie się bawią! Podoba Ci się ich beztroska i jakby życie chwilą. Zastanawiasz się, kiedy Tobie ostatnio zdarzyła się taka okazja do zabawy w gronie serdecznych przyjaciół. Kiedy myślałeś tylko o tym co tu i teraz. 
Nie... 
Ty nauczony, wytrenowany patrzysz kilka dni, a nawet lat do przodu. Wybierasz co wydaje się lepsze dla Ciebie, Twojej rodziny czy firmy i często rezygnujesz z przyjemności licząc na to, że kiedyś przyjdzie czas na zasłużony odpoczynek, na zabawę, rodzinę i przyjaciół.
Przez tą krótką chwilę zazdrościsz młodszym, być może odpowiednikom siebie samego sprzed lat tego czego właśnie doświadczają a tobie tak brakuje. Często jednak w tym samym momencie, ktoś inny zazdrości Tobie.
Normalka... 
Innym razem zupełnie inna osoba - powiedzmy samotna - przeżywa gehennę oglądając fotografie znajomych przedstawiające pary w objęciach swoich bliskich. Ich uśmiechy, pocałunki i trzymanie się za ręce, ich pozorne szczęście wywołuje u niej smutek, tęsknotę i zazdrość. W poszukiwaniu pocieszenia i być może z nadzieją znalezienia tej jedynej, należnej jej osoby - spędza wieczory w knajpach, pubach i dyskotekach. Czasem z koleżankami i ich chłopakami, narzeczonymi i mężami - czując się czasem jak dziwak i piąte koło u wozu.
Jednak czasem i spełniona w związku osoba zdarzy się, że zatęskni za samotnością. Chcąc pobyć czasem w odosobnieniu z zazdrością patrzy na singla zupełnie nieświadoma jego własnych rozterek.
I tak właśnie bez mała każdego dnia, oglądając zachowania ludzi zdarzy nam się zamarzyć za innym niż nasze życiem. Za chwilą ucieczki, zamiany miejscami. 
Co jednak gdybyśmy tak znaleźli się w ich skórze? Czego wtedy byśmy zapragnęli? Czego i komu będziemy zazdrościć? Czy zatęsknimy za naszym dotychczasowym życiem, które dość łatwo "przehandlowaliśmy" za odrobinę odmienności, za chęć bycia kimś innym - nie zdając sobie sprawy z rozterek, pragnień i zazdrości tych "innych"? 
Lecz pomimo świadomości utopii warto czasem zobaczyć to czego inni nam zazdroszczą, czego pragną, a co sami już mamy.
Cieszmy się i doceniajmy to co jest i co już mamy. Pomagajmy innym osiągać ich cele dzieląc się doświadczeniami.
Niech nasza zazdrość i chwile zwątpienia nie przysłonią radości z doświadczania efektów własnych osiągnięć.

środa, 13 kwietnia 2016

W pogoni za szczęściem

A miałem dziś popracować! W pokoju mieszkania wynajętego na krótkie służbowe wyjazdy...
Wiele godzin spędzanych niemal każdego dnia w pracy powodują, że najpierw wyraźna ścieżka, tak dobrze wydeptana w zaplanowanej przyszłości zaczyna zarastać niechcianym zielskiem. Gubimy własną tak skrupulatnie wytyczaną drogę. Gubimy się w gąszczu współczesności. W odmętach nierealnych, bo początkowo nie naszych pragnień i celów.
Przestajemy marzyć.
Przestajemy wierzyć.
Przestajemy chcieć tego, co było nam tak bardzo bliskie. Co napędzało tak bardzo, że aż chciało się wstać i biec. Biec gdziekolwiek. Byle w znanym nam kierunku... Lecz kiedy tak biegliśmy i biegliśmy ciesząc się samym biegiem zapomnieliśmy po co tak na prawdę biegniemy...
Bieg zaczął być  męczący, a droga coraz bardziej kręta i stroma... Ale biegliśmy dalej, bo tyle pamiętaliśmy z czasu, kiedy zaczęliśmy biec. Kierunek przestał mieć znaczenie, a cel biegu zatracił się zupełnie. Radość z pokonywanych odcinków drogi przyćmiewało zmęczenie i ból. Z czasem rozczarowani i wycieńczeni biegiem potykaliśmy się i boleśnie przewracaliśmy na pełną wybojów i ostrych krawędzi, brudną drogę. Im bardziej byliśmy zmęczeni tym częściej traciliśmy równowagę i coraz mniejsze kamyki stawały się na trasie naszego życiowego maratonu przeszkodą nie do pokonania . Na trasie do zapomnianego celu. Na trasie do marzeń i radości...

Jedni gonią za nowym, lepszym samochodem, mieszkaniem, domem. Inni za komputerem, smartfonem czy inną zabawką, którą tak bardzo chcemy mieć. Bez której tak bardzo ciężko jest się nam obyć.
Dziś wychodząc z domu większe przerażenie Wywołuje w nas brak w kieszeni smartfona, naszego centrum dowodzenia światem, naszego okna na lepszy byt, pełen kolorów i setek znajomych, z którym chętnie dzielimy się każdą ciekawą chwilą "życia", każdym wartym pochwalenia się wydarzeniem. Majtamy po ekranach dotykowych bo tyle się TAM dzieje...

TAM się tyle dzieje...

Ależ jestem hipokrytą!


Zagubienie

Niby siedzę...
Niby w domu...

W sumie ani nie siedzę, ani nie w domu...

Tam DOM twój, gdzie rodzina Twoja - mówią...

Bzdura jakaś myślę sobie. Wszystkie te wyniosłe hasła, te slogany, które napłynęły wraz z napływem dobrodziejstw współczesnego świata są pustym zwrotem popełnionym w emocjonalnym uniesieniu lub w przypływie nagłej tęsknoty.

Próbując nadążyć za rozpędzonym światem zmieniamy miejsca zamieszkania jakże częściej niż wcześniejsze pokolenia. Jakże chętniej gonimy za własnym miejscem. Za wolnością, samodzielnością, za byciem dorosłym sobą.
Zwykle zaczyna się od szkoły. od studiów, które powodują, że z początku chętnie korzystamy z dobrodziejstwa odcięcia prawdziwej pępowiny. Oddalamy się od tego pierwszego domu, którego byliśmy częścią. Nie twórcami lecz częścią. Ważnym elementem.
Bywa, że zachłyśnięcie pozorną wolnością napawa tęsknotą za starym domem. Za rodzicami, rodzeństwem i światem, który zostawiliśmy dość chętnie.

Czasem jednak dom przestaje być naszym domem i staje się miejscem do którego wracamy bywa, że coraz rzadziej. Inne miejsce i inni dotychczas obcy ludzie zaczynają wspólnie z nami budować nowy dom. Nasz DOM. Dom, który będzie domem dla tych, co porzucą go na poczet budowy kolejnego nowego domu. Ich domu.

Niczym ptak z gniazda - wyfruwamy. Najpierw na próbne, krótkie loty... Bo dopiero uczymy się latać. Dopiero rozpościeramy skrzydła. Próbujemy. Testujemy. Urywamy się by później zapuszczać się dalej i dalej. Aż w końcu znajdujemy miejsce na własne gniazdo. Własny DOM.

I czy tylko wszędzie dobrze ale w domu najlepiej?
Pewnie tak


środa, 20 maja 2015

Dziadek cz. III

Nie chcąc polegać jedynie na swej wyobraźni wzbogaconej o własne wspomnienia postanowiłem sięgnąć do jakże skromnej w porównaniu z moimi wyobrażeniami biblioteki rodzinnych pamiątek - fotografii. Skromnej, bo moja wyobraźnia zwiedziona faktem posiadania zarówno wyposażenia, jak i umiejętności dziadka do robienia zdjęć oczekiwała przepastnych albumów bądź pudeł wypełnionych po brzegi archiwalnymi fotografiami. W rzeczywistości znalazłem jedno małe pudełko i to jeszcze nie pełne. Pozostaje mi wierzyć, że nie było to jedyne miejsce, jedyne pudełko, gdzie mogły znajdować się te wszystkie wyobrażane wcześniej fotografie.
Tak czy inaczej odnalazłem w pewnym sensie to, czego szukałem. Uderzające podobieństwo obu twarzy jest zaskakujące. Pomimo różnych uczesań, innych ubrań i otoczenia - to syn swego ojca. To, że posiada podobne acz może nie tak liczne umiejętności, które posiadał dziadek nie było dla mnie takim zaskoczeniem, jak ich fizyczne podobieństwo.
Zdecydowanie obaj posiadali, a mój tato nadal posiada super zdolności wykonywania wszelkich prac. Można się domyślać, że obu łączyło także motto „wszystko w ostateczności robią ludzie, dlaczego więc ja nie miałbym…”. Jako dzieciak przyglądałem się ale nie widziałem. Teraz dostrzegam, jak wiele pracy musieli włożyć bym jako dzieciak widział i miał, co miałem. Coś, co dziś mogę docenić i liczyć na to, że odrobina ich zdolności jest we mnie. Kiedyś cenione ponad mądrości książek „fach w rękach”.
Nie śmiem się równać z ich umiejętnościami, cierpliwością i dokładnością. Mogę jednak zaobserwować pewne podobieństwa w nadziei, że jestem ich spadkobiercą. 
I tylko jedno póki co mnie martwi... Coraz mniej fachowców z zamiłowania, coraz mniej domorosłych majsterkowiczów, a przecież możliwości coraz więcej, pomysłów i wzorców całe mnóstwo. Chyba stajemy się zbyt wygodni.

poniedziałek, 18 maja 2015

Praca z drewnem


Chcąc zagospodarować nie mały balkon, a raczej mniejszy taras, poszukiwaliśmy na rynku dostępnych rozwiązań, które pozwoliłyby czasem doświadczyć relaksu w choć umiarkowanie komfortowych warunkach.

Przyznam, że oferta dostępna na rynku jest dość pokaźna jednak ceny są również duże jak ona sama dlatego szukanie inwencji przeniosło się do Internetu... Tam jest kopalnia wszelkich rozwiązań, wszelkich problemów. Przeróżne portale społecznościowo - galeryjne służą pomocą dostarczając miliony pomysłów na nasze zmartwienia w tym i nasze związane z zagospodarowaniem balkonu... Posiłkowaliśmy się głównie zdjęciami zamieszczanymi na Pinterest ale podonych jest nie mało.


PALETY!


Kto by pomyślał... Nie powiem, że już tego gdzieś nie widziałem, ale to była raczej galeria i jakiś niszowy sklep z minimalistyczną ekspozycją pomalowanych na biało palet. Nie widziałem jednak, że z tak banalnego "produktu" można w sumie wykonać tak wiele różnych, często bardzo atrakcyjnych i funkcjonalnych mebli.

Tak się naoglądałem razem z żoną, że w ostatni weekend pozyskałem kilka starych palet nawet nie EURO, przetransportowałem je do garażu i bez większego projektu podjąłem się zadania zbudowania samemu siedzisk na balkon - w końcu sezon bez mała otwarty.

Nie mam lewych rąk ale do profesjonalisty mi daleko wychodzę jednak z założenia, że wszystko co oglądałem robili ludzie i pewnie wielu z podobnym do mojego doświadczeniem dlaczego miałbym i ja nie spróbować. 


Na szczęście palety były suche - to podstawa, bo inaczej trzeba by było czekać kilka dni na wyschnięcie pozwalające wyczyścić stare, brudne drewno z licznymi uszkodzeniami wynikającymi z faktu jego dotychczasowego przeznaczenia. Na początku obciąłem wystające elementy tak, aby po złączeniu elementów bryła przypominała chociaż w miarę stabilną konstrukcję. Następnie w ruch poszły już narzędzia mechaniczne umożliwiające przygotowanie elementów do malowania i zapewniające bezpieczeństwo przyszłym użytkownikom polegające głównie na uniknięciu wbicia sobie drzazgi. Szlifowanie to dość monotonna praca wymagająca pewnej systematyczności, której u mnie nie ma na zbyciu. Dobrze, że tą pracę można podzielić na kwestie przyjemne i te, które są na kilka sposobów uciążliwe. Uciążliwością był dla mnie wszechobecny drobny pył, który osiadał wszędzie - głównie z nozdrzach. Wiem, wiem... mogłem użyć maski przeciwpyłowej i okularów. Zgadza się i zachęcam do tego, bo z pewnością podniesie to komfort pracy ale co ważniejsze - jej bezpieczeństwo. Pył osiadał również na wszystkim co było w garażu, więc po zakończeniu prac i zbudowaniu wszystkiego co zaplanowane czeka mnie gruntowne sprzątanie całego garażu. Przyjemny natomiast jest sam zapach czyszczonego drewna w trakcie prac, który działał bardzo kojąco i rekompensował dyskomfort pylenia. Innym przyjemnym elementem będzie już korzystanie z mebli zrobionych samodzielnie i na prawdę niskim kosztem.

Na tą chwilę jeden z elementów jest gotowy do malowania. Kolejne planuję zrobić w najbliższy weekend. Zostanie kwestia poduch, które raczej wypadałoby uszyć na wymiar, ale może z tym zadaniem zmierzy się już moja żona... Zawsze można szukać czegoś co jest dostępne w sklepach z wyposażeniem ogrodów. Osobiście wolę jednak te zrobione samodzielnie. Mieszkamy akurat w takim miejscu, gdzie na co drugiej ulicy jest możliwość zakupić jak nie tkanin meblowych to pianek, więc z tym nie powinno być problemu... Co z tego będzie… Coś na pewno... A już wkrótce okaże się co.









środa, 13 maja 2015

Brak motywacji?


Bywają chwile, kiedy zupełnie nie wiem gdzie podziewa się moja energia, mój optymizm, moja dotychczasowa pewność siebie... 
Widzę z perspektywy czasu jak bardzo się zmieniłem... jak z chłopca stałem się facetem... Kiedyś przebojowy dziś bardziej zdystansowany, wycofany i chyba też częściej zmęczony. 

Szukam motywacji.


Biegam - nie regularnie, ale pracuję nad tym.
Ćwiczę - również nie regularnie.
Testuję różne aktywności i mam swoje ulubione (z tych, które już sprawdziłem) ale nie potrafię znaleźć tyle czasu i determinacji żeby trenować regularnie.
Zawsze to samo. 
Kilka miesięcy trenowania, często intensywnego i do bólu, a później długie tygodnie bez energii, bez chęci i woli walki. Nie tak zupełnie bez aktywności ale to nie to samo...
Co zrobić?
Jak wykrzesać z siebie tyle energii żeby zachować ciągłość w treningach?
Jak zdyscyplinować siebie samego mając świadomość, że po 10-12 godzinach pracy i częstych wyjazdach zostawia się w domu rodzinę, której też wypadałoby przecież poświęcić czas... Żona, dorastające dzieci i Ty... Samolubny egoista...