Reklama w internecie Życie...: 2013

Polecam

poniedziałek, 21 października 2013

Ułuda

Nie jest łatwo, ale czy miało być?
Każdy dzień to nowe możliwości, wyzwania i nadzieje. Codziennie może Ci się przytrafić wiele różnych rzeczy. Codziennie zmagasz się z przeciwniściami losu i za każdym razem masz nadzieję, że Ci się udało, że masz szczęście podziwiać kolejny zachód słońca.
Czy potrafisz to docenić? Czy w pędzie codzienności nie zatracasz celu?
Jestem przekonany, że gubisz się wiele razy w życiu i tylko czasem zdajesz sobie z tego sprawę. Doba mija bardzo szybko - zdecydowanie za szybko, a to że nie masz na to wpływu nie usprawiedliwia Twojego marnotrawienia! Czas ucieka Ci przez palce - nie widzisz tego. Dzień po dniu podobny do poprzedniego i przyszłe zapowiadające się niezmiennie. Tylko czasem trzeźwa świadomość wciska pauze i pokazuje co chciałeś, a co zrobiłeś...
Czy dane sobie słowo, że będziesz lepszy, cierpliwszy, bardziej kochający nie jest tylko jak "noworoczne postanowienie", słomiany zapał? Szczere chęci, które uginają się w pędzie dnia i pod ciężarem zwykłości mogą nie wystarczyć.

Po chwili...

Czy to nie normalne,że zawsze będzie Ci mało?
Z jednej strony chcesz tak wiele dać, ale i sporo otrzymać... Gubisz się pod presją oczekiwań, obwiniając się za nieudacznictwo i nieskuteczność.
Uważasz, że chcesz za dużo, a robisz za mało...
Masz wrażenie, że się nie spełniasz... Że nie robisz tego, co byś chciał, a może nawet tak do końca nie wiesz, co na prawdę chciałbyś robić. Może narzekasz na swoje życie nie doceniając tego, jak wiele dobra Cię otacza i jak wiele możesz stracić, jeśli nie przejżysz na oczy.
Zapomnij o obrazach z reklam i filmów, które pokazują lepszych od Ciebie ojców, mężów, szefów, ludzi. Zdaj sobie wreszcie sprawę z tego, że to iluzja, że są tacy, dla których to Ty jesteś najlepszym ojcem, mężem, szefem, czy człowiekiem... Ciesz się życiem jakie masz. Codziennie staraj się pokazywać, jak jesteś wdzięczny za to, co Cię spotyka.
Nawet za to, co wcale Cię nie cieszy, czego byś nie chciał. Wszystko jest częścią Twojego życia - zaś Twoje życie jest częścią życia Twoich bliskich, dla których jesteś ważny. Oni akceptują Cię takim jakim jesteś z całą Twoją niedoskonałością, bo wiedzą nie ma ludzi doskonałych!

piątek, 18 października 2013

Coś bym napisał...

Spodobało mi się pisanie...
Spodobało, ale jak widać to nie wystarczy...
Nie jest problemem brak tematu, czy możliwości pisania - jeszcze nie. Problemem jest raczej determinacja do tego by znaleźć wystarczająco dużo czasu i przestrzeni żeby uchwycić myśl, ogólny sens, koncepcję.
To nie jest książka, więc tekst najczęściej da się napisać za jednym podejściem do klawiatury. Tak bywało do tej pory...
Właśnie sprawdziłem, że mam kilka rozpoczętych, nieopublikowanych postów, których dziś już chyba nie potrafię skończyć, a przynajmniej nie będzie to takie proste. Nie kasuję ich, ale po tak długiej przerwie nie utożsamiam się z nimi tak mocno, jak w momencie, kiedy zaczynałem ich pisanie.
Zatem z jednej strony warto zaplanować pisanie, ale z drugiej zaś strony rozumiem swój problem bo przecież bywa tak, że kiedy jest czas, to nie ma Weny - innym razem jest świetny pomysł, ale brak czasu by ją spisać. Wiem, wiem... Notes - tylko nie zawsze jest nawet jak zapisać, bo czasem to przychodzi w trakcie prowadzenia auta. Wiem, wiem... dyktafon - ale nie zawsze mogę go użyć i nagrać co chodzi mi po głowie - bo rzadko jadę sam...
Wiem, wiem... Bzdura! Ale zobaczcie sami jak łatwo przychodzą mi wymówki. To zaś świetny dowód na to, że jest wiele "mądrych" głów, które wiele wiedzą, ale sami nie potrafią z tej wiedzy skorzystać. Łatwo się pisze, mówi, poucza, ale samemu wdrożyć, zastosować i wytrwać - to istna sztuka. Podziwiam tych, którym się to udaje. Czasem to zdolność wypracowana, a czasem to cecha charakteru...

Jedno jest pewne - warto nad sobą pracować i starać się eliminować wszystko, co nam to utrudnia.

poniedziałek, 13 maja 2013

Relaks - Joga



Kilka dni temu zdałem sobie sprawę z tego, jak ważna jest wyobraźnia i jak bardzo łatwo w dzisiejszych czasach i dorosłym życiu pozbawić się tej wspaniałej zdolności.
Dziś mało kto ma czas dla siebie – wyłącznie dla siebie, kiedy to może zafundować choćby kilkanaście, kilkadziesiąt minut na swobodny relaks, który uwolni nas od umysłowych zmagań codzienności. Nie chodzi o czas, kiedy w spokoju możesz pomyśleć, ale w spokoju NIE myśleć, a wyobrażać sobie!
Dotarło to do mnie podczas kilkunastu ostatnich minut Jogi, które jak się zastanowić zwyczajnie marnowałem. Marnowałem, bo zamiast w całości oddać się relaksacji, czemu ma sprzyjać savasana zwyczajnie planowałem, albo podsumowywałem dzień. Były w tym czasie krótkie momenty, kiedy faktycznie miałem wrażenie wielkiego relaksu, odprężenia ale wtedy oczy wyobraźni zwrócone były w kierunku wyimaginowanych obrazów.
Zgaszone światło, kojąca uszy muzyka i nic więcej… W tym czasie powinienem się relaksować, a zamiast tego myślę jak minął dzień, co się wydarzyło, co mogło… Marnuję czas, którego i tak już sporo zmarnowałem. Zmuszam się do relaksu – to znaczy zmuszam, by przestać myśleć, a zacząć czerpać przyjemność z danego mi czasu.
Muzyka to podstawa. Muzyka, a może dźwięki w niej zaszyte pomagają wprowadzić umysł w cykl fantazji, co znacznie ułatwia relaksację.
Udało się!
Dźwięk podpowiada wyobraźni, że wchodzę do pięknego japońskiego ogrodu, w którym kwitnie drzewo wiśni. Piękne, różowe i białe płatki kwiatów delikatnie podnosi wiatr, który czuję na swojej twarzy. Niskie, charakterystyczne zabudowanie otacza żwirowy krużganek, pod koniec którego rośnie idealne drzewo. Jestem tam. Zdaję sobie z tego sprawę i uśmiecham się, kiedy dociera do mnie świadomość wyraźnego, odczuwalnego odprężenia. Niemal czuję zapach kwiatów… Czas wracać. Ruszam stopami, dłońmi, przeciągam się, otwieram oczy i powoli siadam. Koniec relaksu, a zaczynałem się wciągać…
Przypomniał mi się inny „seans”, kiedy chcąc odnaleźć spokój po całym dniu pracy, wielu godzinach przed komputerem chętnie zamknąłem zmęczone oczy słuchając odgłosów fal czeszących piach morskiej plaży. Chwilę trwało zanim wyciszyłem się na tyle, że mogłem zbliżyć się bosymi stopami do utwardzonego wilgocią piachu. Słyszałem tylko szum. Żadne inne odgłosy nie zakłócały regularności szumiących fal, syczącej morskiej piany. Nic. Żadnych rozmów, ptaków. Żadnych mechanicznych odgłosów, do których tak bardzo przywykły moje uszy. Podchodzę bliżej i czuję wyraźnie zimno wody, która obmywa mikre ziarnka piachu przyklejone do stóp. Zaskoczony chłodem powoli wycofuję się i próbuję rozejrzeć w około ciekaw otaczającego mnie pejzażu. Dziwię się. Spodziewałem się - nie wiem dlaczego - palm i egzotycznej roślinności, a widzę omszałe kamienie, ostre skarpy i rozległe zielone, zimne łąki. Ponownie czas na powrót. ruszam stopami, dłońmi. Przeciągam się i siadam. Na dziś koniec relaksu.
Można się uzależnić...
Jeśli mocno chcesz i skupisz się na tym krótkim czasie dla siebie to jesteś w stanie wiele zyskać.
Ja czekam na kolejny czas, kiedy z większym zaangażowaniem uruchomię pokłady wyobraźni i uzyskam fantazje błogich krajobrazów kojąco wpływających na łaknącą ich moją głowę.

wtorek, 7 maja 2013

Co by było gdyby...



Taka refleksja naszła mnie ostatnio – jak wiele musimy każdego dnia dokonywać wyborów. Od najprostszych na przykład sklepowych – jaki produkt kupić, po te już trudniejsze – życiowe, od których wiele może w przyszłości zależeć.
Leżałem sobie i zastanawiałem się - co by było gdyby…
Wiem, że ważne jest by żyć tu i teraz, by przeć do przodu i nie rozpamiętywać przeszłości, ale z drugiej strony nie możemy też o tej przeszłości zapomnieć. Warto chwilę się zatrzymać i zastanowić, zbadać, wyciągnąć nauki z naszych wyborów. Powiedzenie mówi, że „człowiek uczy się na błędach”  - szkoda, że na swoich, ale przecież tym bardziej warto o tym pomyśleć.
Osobiście z perspektywy swoich doświadczeń zastanawiam się nie tylko nad tym, jakich wyborów dokonam w świetle tych już dokonanych, ale również jak dziś wyglądałoby moje życie, gdybym na rozstaju dróg poszedł w inną stronę.
Co by było gdybym wybrał inną szkołę…
Co by było gdybym znalazł inną pracę…
Co by było gdyby wybrała mnie inna kobieta…
Taka refleksja nie wynika z niespełnienia, niezadowolenia z życia, czy jego rezultatów, ale ze zwyczajnej chęci dokonania pewnych podsumowań i właśnie refleksji nad swoim życiem, nad sobą…
Mam świadomość, że sięganie do takiej historii może wydawać się bezsensowne, ale czy wszystko co robimy musi mieć sens?
Ale do rzeczy.
Co wpływa na nasze decyzje? W jaki sposób dokonujemy wyborów? Robimy to samodzielnie, czy ktoś na nas wpływa?
Myślę, że to dość głęboki temat i wiele innych jest z nim mocno powiązanych, a im więcej mamy lat, im większe są nasze doświadczenia tym podejmowane wybory powinny być łatwiejsze i bardziej rozsądne i świadome.
Bo jaką świadomość ma nastolatek, który musi zmierzyć się z wyborem szkoły, co może mieć istotny wpływ na jego przyszłe życie. Jaką rolę odgrywają tu rodzice? Jakimi radami wspierają swoją pociechę? Jaką role ogrywa jego dotychczasowe środowisko i doświadczenia. Czy pójdzie w kierunku praktycznym rezygnując z marzeń, czy wybierze kierunek zgodny z jego upodobaniami, czy uda się połączyć pasję z przyszłym zawodem – najlepiej takim, który pozwoli mu w przyszłości godnie żyć…
Jaką pracę podejmie? Co będzie istotne dla niego? Czy zdecyduje się podjąć pracę, która pozwoli mu na utrzymanie więzi rodzinnych, pozwoli utrzymać stałe kontakty z przyjaciółmi, a może wybierze karierę za wszelką cenę i granice nie będą stanowiły dla niego przeszkody. Porzuci środowisko, w którym się wychował by podbijać nowe rynki, by spełniać się zawodowo, by kupić sobie szczęście. Czy je odnajdzie?
Czy spotka swoją miłość i czy będzie to miłość z wzajemnością? Czy nie będzie ranił i nie będzie raniony? Jak będzie radził sobie w relacjach serca i rozumu – bo czy nie jest prawdą, że gdzie wielkie serce tam mały rozum i odwrotnie. Czy odnajdzie tą równowagę i będzie hojnie dawał by równie hojnie być obdarowywanym…
Zobaczcie jak dużo zależy od naszych decyzji. Przecież począwszy od wyboru tego, co kupujemy do jedzenia, po to do jakiej szkoły i pracy pójdziemy i z kim zwiążemy nasze losy zależy jakość, długość i sens życia, więc czy nie warto się na chwile zatrzymać i zastanowić, czy kierunek w którym idziemy jest słuszny, zgodny z nami… Co możemy zrobić, by te decyzje były lepsze, jak nie poddanie refleksji tych dotychczasowych…

czwartek, 2 maja 2013

Star Wars

Nie wiem czy należę do pokolenia, w którym wszyscy chcieli być Hanem Solo lub Anakinem, ale Gwiezdne wojny odcisnęły swoje piętno w postrzeganiu nie tylko kinematografii. 
Ta kręcona w sumie od lat 70'tych (premiera "Nowej Nadziei" odbyła się w 1977r) ma do dziś duży wpływ na kulturę masową i szeroko pojęty marketing.
Najpopularniejszy gadżet to bez wątpienia miecz świetlny, który od replik po nieudolne kopie cieszy się do dziś niemalejącymi wynikami sprzedaży. Hełm Lorda Vadera czy Szturmowca Imerium to równie popularne akcesoria nieodzownie cieszące się zainteresowaniem nie tylko małych chłopców, ale i całkiem dużych facetów.
W ostatnim czasie powstały dla facetów cieszące oko, dobrze wyglądające i ciekawie stylizowane zegarki, które ucieszą zarówno wiernych Republice, jak i tych którzy wolą ciemniejszą stronę mocy Imperium!
Każdy z modeli wyraźnie odzwierciedla - co widać od pierwszego spojrzenia, postacie bohaterów Star Wars, które są charakterystyczne i podobają się chyba najbardziej - stąd pewnie taki wybór producenta, czy projektantów tej serii.
Oto seria tychże unikalnych czasomierzy!!! Sześć modeli do dość duży wybór dla każdego fana przygód fantastycznych bohaterów, którzy zaskakują nas swoimi umiejętnościami, mocami czy charakterystycznym wyglądem, który kapitalnie został odzwierciedlony w projektach przedstawionych na fotografiach. Ja mam swoje typy, ale szanuję i cenię opinię innych - szczególnie odmienne od moich...



Pierwszy typ:
  


Darth Maul
Od razu rzucił mi się w oczy i bez chwili zastanowienia trafiłem, jakiej postaci został dedykowany - jeśli tak to mogę ująć. Krwisty czerwony kolor na tle czerni to jak by spojrzeć w wytatuowaną twarz mrocznego wojownika, Lorda Sithów.


Drugi typ: 
C-3PO
Tutaj przez chwilę się wahałem, ale uznałem, że to nie zmyłka a względy estetyczne spowodowały, że koperta i bransoletka zegarka są w odcieniu grafitowym, a nie złotym, co byłoby typowe dla tego zabawnego robota protokolarnego. Kolor złoty dyskretnie różnicuje i uszlachetnia nie tylko sam zegarek, ale mam wrażenie, że również postać tego dość tchórzliwego, ale oddanego robota, którego możemy oglądać na wieku koperty.

Trzeci typ:

R2-D2
Nie wiem, jak wyglądałyby gwiezdne wojny bez tego jakże użytecznego droida naprawczo-nawigacyjnego... 
Osobiście uzupełniłbym kopertę tego nowocześnie stylizowanego zegarka o kolor biały, który kojarzy się nieoderwalnie z R2-D2. Ten "pipkający" robocik, dość nieporęcznie poruszający się na swoich kółkach - na szczęście mógł wspomagać się wyrzutniami, które pozwalały mu przelatywać na niewielkich odległościach. Wielokrotnie ratował z opresji swoich ludzki towarzyszy przygód.

Moje typy odnoszą się jedynie do tych konkretnych modeli zegarków firmy SEIKO, a nie do moich realnych preferencji związanych z autentycznymi postaciami ekranizacji Gwiezdnych Wojen. Uniwersum "Star Wars" jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i najbardziej dochodowych dzieł współczesnej kinematografii. 
Jak dla mnie cena poszczególnych modeli jest równie fantastyczna co same postacie, ale znam kilka osób, dla których nie stanowi to problemu, bo posiadanie stylizowanego, markowego i limitowanego zegarka jest ważniejsze niż ulokowanie kilku tysięcy w mniej lub bardziej intratną inwestycję.
Szczegółów dotyczących parametrów techniczny, ceny i możliwości zakupu szukajcie pod adresem www.luxtime.pl

piątek, 8 marca 2013

Facet i emocje...


"chłopaki nie płaczą" - nie? Chyba jednak, ale to za chwilę...
Jakiś czas temu byłem na szkoleniu, nijak nie umiem wpasować je w ramy zawodu, jaki wykonywałem, ale że lubię szkolenia zarówno, jako prowadzący i uczestnik, to chętnie wziąłem w nim udział. Nie jest teraz najważniejsze, jaki był jego poziom, a był średni, ważne natomiast jest to czego się dowiedziałem i co z niego wyniosłem - poza książką, jaką dostali wszyscy uczestnicy.
Temat sam w sobie był ciekawy, a to co do tej pory czułem, czego doświadczałem umiałem teraz nazwać: Inteligencja Emocjonalna.
Szkolenie miało menadżerom zwrócić uwagę na emocje w zarządzaniu, ale nie takich emocjach chciałem dziś napisać, a raczej o facetach i związanych z nimi stereotypem, który mówi, że faceci są twardzi, oschli, nieczuli i nie płaczą. Tak w skrócie...
Otóż to właśnie stereotyp, a raczej mit, bo Facet jest człowiekiem, istotą żywą i nie może istnieć bez emocji. Emocje wyrażają nasze uczucia, pomagają właściwie, choć nie zawsze, zareagować na otaczające nas bodźce. 
Emocje w końcu nie związane są wyłącznie z czułością, wzruszeniem, ale także te powiedzmy negatywne, wywołujące pewien poziom agresji, wzburzenia. One uwalniają adrenalinę, która na przykład pomaga się bronić, co prawda zmniejszając działanie mózgu a wspomagając zachowania oparte na  instynkcie...
Tym razem raczej o emocjach, które często są blokowane przez facetów, ukrywane, wstydliwe i stąd pewnie również ten stereotyp o twardych, niewzruszonych facetach, którzy nie płaczą...
Coraz bardziej dojrzewam do momentu, kiedy przestaje mi zależeć na wizerunku "twardego", "prawdziwego" faceta, który udaje, że jest niewzruszony, nie ma uczuć, nie płacze. Zaczynam to traktować jako coś normalnego, kiedy emocje wywołują u mnie niespotykane zbyt często u facetów reakcje. Dlaczego miałbym się z tym kryć?! 
Owszem... Podoba mi się wizerunek silnego, zaradnego mężczyzny, ale czy nie może to oznaczać również, że ma on prawo do okazywania uczuć, do chwilowych załamań, do przyznania, że nie ma sił, nie daje z czymś rady, że boli go strata, zawód, rozczarowanie. Może reagować w taki sposób w jaki na prawdę czuje. Może być smutny, przygnębiony - może płakać, jeśli tylko jest to prawdziwe, to dlaczego nie?! A przy tym może pozostawać męski, bo męski nie oznacza zawsze silny, zawsze twardy i zawsze niewzruszony, a może znaczyć, że również prawdziwy, czuły i delikatny. 
Nie mam tu na myśli szerzącego się wirusa metroseksualności, która jest wynikiem niezrozumiałej dla mnie mody i wpływu estrogenów, ale myślę o tych wszystkich facetach, którzy na co dzień są ojcami, mężami, dziadkami, czy odpowiedzialnymi pracownikami.
Nie ma się co kryć...
Słucham wiadomości - tragicznych, jest ich pełno każdego dnia - i nie mogę opanować wzruszenia, szczególnie, kiedy słyszę o tragediach dotykających dzieci. Ale bywa, że wzruszam się na bajkach, które oglądam z moimi dzieciakami i choć teraz się uśmiecham, to pamiętam, kiedy mój syn już spał, a ja oglądałem u niego w pokoju bajkę "kung fu panda II" i w pewnym momencie zwyczajnie się wzruszyłem... Wzruszyłem się również, oglądając fragment serialu, w którym matka mówiła do swojego syna żegnając się z nim, a później swojej przyjaciółce dawała wskazówki, żeby nie ganiła go za naukę, bo nie lubi się uczyć, ale jest bardzo zdolny... (i teraz na samo wspomnienie o tym się wzruszam...) Tak mam...
Dlatego pomimo tego, że nie czuję się mazgajem i beksą, a raczej dość męskim facetem, to uważam, że jeśli ktoś jeszcze uważa że "faceci nie płaczą" to może potraktować to jako uogólnienie, bo ja nie wstydzę się tego, że "oczy robią się wilgotne" podczas oglądania wzruszających scen (nie lubię takich filmów), czy słuchania przykrych wiadomości (nie lubię słuchać i oglądać wiadomości)...
Nie lubię takich wiadomości, nie dlatego, że wywołują u mnie takie reakcje, a dlatego, że nie wnoszą nic pozytywnego do mojego życia, powodują poza wzruszeniem, frustracje i ogólną niemoc na otaczającą nas krzywdę innych ludzi i świadomość bezradności... Nie chcę pozostawać obojętny, ale raczej wolę widzieć tą jasną stronę życia i cieszyć się szczęściem, którego często nie doceniamy w świetle tych mniej przyjemnych wydarzeń.

wtorek, 5 marca 2013

Spoty reklamowe w TV

Zupełnie przypadkiem i całkiem niedawno oglądając blok reklam w telewizji zadałem sobie pytanie - co by było gdyby wprowadzono zakaz emitowania reklam albo raczej, co by się wtedy tak na prawdę sprzedawało?
Proste pytanie, ale ciągnie za sobą listę kolejnych, które zmuszają - mnie zmusiły - do zastanowienia się nad tym, jaki wpływ mają na nas reklamy?!

Jeśli rozboli Cię głowa, to czym się kierujesz kupując tabletki przeciwbólowe? Ja tym, że mają zadziałać i to stosunkowo szybko, przynosząc upragnioną ulgę.
Jakim szamponem umyć włosy? Czy na pewno wybrać właśnie ten z reklamy, którą widziałem wczoraj? A może zwyczajnie w sklepie przeczytać etykietę zwracając uwagę na skład (parabeny, itp.), konsystencję, zapach i pamiętając o cenie zapakować do koszyka. Zwracaliście uwagę na to gdzie, na jakiej wysokości znajdują się tanie szampony, a gdzie znajdują się te "markowe", "lepsze", "najlepsze"?! Właśnie tam, gdzie je zauważycie! I właśnie dlatego mają ładne opakowania, ciekawe, kolorowe butelki, żeby nie zwracać uwagi na inne produkty.
W jakim proszku pierzesz swoje ubrania? Czy w tym z reklamy - ciężko w sumie o inne, ale czy wybierasz świadomie ten właśnie produkt, czy ulegasz manipulacjom specjalistów od marketingu i sięgasz po to właśnie, po co chcą żebyś sięgała?!
Wracając jednak do telewizyjnych spotów reklamowych. Jakże irytująca jest reklama tego samego produktu emitowana dwa razy w tym samym bloku reklam. Jak irytujące jest to, że w ciągu jednego seansu telewizyjnego oglądasz cztery, a może nawet osiem i więcej tych samych reklam, tego samego produktu!
Wiem że go nie kupię, nie potrzebuję go, nie stać mnie na niego, nie lubię itp., a jednak z uwagi na kolejne kosztowne badania specjalistów od marketingu targetujących przyszłych klientów, dociera do mnie olbrzymia ilość pięknych, kosztownych obrazów, które uwodzą swym pięknem i dochodzą do skutku. Dlaczego nie miałabym przetestować właśnie tej maskary... w sumie starej używam już dość długo i może ją właśnie sprawdzę... i mamy - zadziałało... 
A przecież jest wiele innych, pewnie równie dobrych i z pewnością tańszych maskar, które można kupić i przetestować.
Gdyby nie byłoby reklam wielu oglądających mogło by nie być z tego zadowolonych, bo w przerwie reklamowej mogą spokojnie zrobić sobie herbatkę, skorzystać z toalety, a bez reklam to byłoby niemożliwe.
Ja jednak nie lubię, kiedy przerywa się oglądany film, jak zwykle w bardzo ciekawym momencie i nakłania mnie do zakupu, bo reklama nie jest niczym innym, jak nakłanianiem do zakupu reklamowanego produktu. O ile nie jestem przeciwnikiem reklamy jako takiej, to w ostatnim czasie można zaobserwować przerost formy nad treścią w tej materii i zastanawiam się dokąd to może jeszcze zaprowadzić...

Reasumując - nie jestem odporny na działania specjalistów do spraw marketingu, ale jestem ich świadomy i dlatego staram się planować zakupy i wybierać produkty, którym w pewnym sensie ufam, które miałem okazję sprawdzić. Czytam etykiety produktów sprawdzając ich zawartość i porównuję czy niższa cena nie jest związana na przykład ze zmniejszoną zawartością opakowania - na to trzeba uważać. Cena oczywiście nie jest bez znaczenia, a nawet jest bardzo istotnym czynnikiem, bo wielu z nas nie zdaje sobie sprawy na co wydaje pieniądze i to jakie...
Nie daj się reklamom i:
- rób listę zakupów
- porównuj ceny produktów
- czytaj opis produktu na opakowaniu
- kupuj jedynie produkty z listy
- nie ulegaj prowokacjom produktów impulsowych przy kasach
- nie daj się zwieść kolorowym opakowaniom produktów, których realnie nie potrzebujesz

Bądź świadomym konsumentem

piątek, 1 marca 2013

Co poradzić na stres


Kiedyś z całą pewnością mniej, ale dziś trochę częściej odczuwam stres. Nic nowego, bo tak naprawdę stres odczuwamy wszyscy i czy nam się to podoba, czy nie to zupełnie naturalny stan rzeczy. Co to takiego postaram się wyjaśnić najprościej jak tylko mogę i postaram się również podpowiedzieć, czego unikać by lepiej sobie radzić lub złagodzić skutki.

Stres to nic innego, jak reakcja naszego organizmu na zmiany i związane z tym obawy, poczucie zagrożenia i niepewność. Można powiedzieć, że doświadczamy tego codziennie od najprostszych sytuacji, kiedy spóźnia się autobus po duże zmiany, kiedy na przykład rozstajemy się z bliską osobą. W ostatnim czasie takich przeróżnych sytuacji możemy spotykać bardzo wiele, bo wszystkie sprawy, te zupełnie błahe, jak i całkiem ważne wywołują u nas emocje, które mogą rodzić stres. Począwszy od drożejącego paliwa i idących za tym innych podwyżek, przez ryzyko utraty pracy, a na obawie o życie kończąc. Pisząc o życiu nie miałem na myśli obaw o jego utratę, ale raczej trudność życia w dotychczasowych warunkach, trudność przewidzenia, co będzie dalej, świadomość nieprzygotowania na ryzyko mających nadejść zmian.

Dla niektórych wystarczającym powodem do odczuwania silnego stresu jest dorastające dziecko, czasem to egzamin innym razem ślub, wesele, ciążą, śmierć kogoś bliskiego. Podsumowując każdy z nas inaczej reaguje na codzienne sytuacje, inaczej do nich podchodzi i inaczej - raz lepiej innym razem gorzej je znosi.

Na początek zacznijmy może od naszego podejścia do stresujących sytuacji - dla przykładu niech będzie to wystąpienie przed większym gremium i żeby nie było stresujące samo wyobrażenie, to niech nie będzie to aula, pełna innych prelegentów, a raczej toast na weselu przyjaciela. Jeśli wiem z wyprzedzeniem, że będę miał wnieść toast to mam szansę przygotować się do tego, co w efekcie powinno zmniejszyć napięcie związane z ewentualnym zaskoczeniem. Bardziej stresujące są sytuacje nagłe, dlatego jeśli możemy – o ile to możliwe – to starajmy się wyprzedzać pewne zdarzenia, by móc się do nich przygotować. 
Kolejną rzeczą jest nasze nastawienie do takiego toastu, a to dlatego, że nasza pewność siebie lub jej brak to kolejny decydujący element – wmawiając sobie „na pewno sobie nie poradzę, na pewno się zająknę lub pomylę, co goście sobie wtedy pomyślą…” nie pomagamy sobie i „na pewno” stres będzie dla nas bardziej dotkliwy niż przy podejściu z goła odwrotnym „przecież to tylko toast, nic trudnego, a nawet jak się pomylę to mogę przeprosić i powiedzieć, że trochę się denerwuję”, co spowoduje, że będzie to dla nas łatwiejsze i mniej odczujemy skutki stresu. Na marginesie, alkohol może chwilowo pomóc w takiej sytuacji, ale takiego rozwiązania nie polecam nawet w sytuacji łagodzenia stresu związanego z wygłaszanym toastem ;)
Innym sposobem przygotowania się do lepszego, łagodniejszego znoszenia stresu jest odpowiednie przygotowanie naszego organizmu, czyli w skrócie - zapewnienie mu wystarczającego poziomu hormonów wywołujących odwrotne reakcje niż kortyzol zwany też hormonem stresu. O sposobach zapewniających dobre samopoczucie pisałem już w poście "złe samopoczucie", ale mogę dorzucić jeszcze kilka rad, które może nie poprawiają samopoczucia, ale z pewnością sprawiają, że lepiej znosimy stres. Warto zastanowić się nad ilością wypijanych dziennie kaw, czy popularnych w ostatnim czasie napojów energetycznych, których kofeina może nas dodatkowo pobudzać. 

Nie warto zapijać stresu alkoholem, co może nas chwilowo "zrelaksować" ale nie można wykluczyć sytuacji, w której alkohol w połączeniu ze stresem doprowadzi do depresji, co jest już znacznie bardziej destrukcyjne niż wysoki, ale kontrolowany i świadomy poziom stresu. 
Papierosy wbrew pozorom również nie pomagają, a zwyczajowo osoba paląca w stresie sięga dwa razy częściej po papierosa, co w perspektywie długofalowej nie poprawia samopoczucia, nie wpływa ekonomicznie na budżet i stan naszego zdrowia, które jest dość kluczowe z perspektywy reakcji naszego organizmy na stres.
Mam kilka sposobów z własnego doświadczenia, ale o tym innym razem, a teraz warto zastanowić się nad dobrym natlenieniem organizmu, czyli nie tylko otwierać okno, ale i właściwie oddychać - najpierw naturalny wdech i wydech koniecznie przez nos. Kilka takich spokojnych wdechów i wydechów. Po powiedzmy pięciu takich seriach pogłębiamy wdech i pogłębiany wydech, ale bez bezdechu... Najlepiej zamknąć przy tym oczy i wystarczą takie dwie minuty, a zobaczycie, że efekty mogą być zaskakujące :)