
Pomimo dużej jakby się zdawało wiedzy trenerów
prowadzących, pomimo zaplecza doradców, biomechaników i rehabilitantów często
dochodzi do kontuzji i faktycznie nie sposób nie zgodzić się z przedstawioną
modyfikacją wspomnianego hasła. Czasem jest to wynik kontaktu w sporcie - większość
sportów to w końcu sporty kontaktowe, więc zderzamy się z kolegą z zespołu, czy przeciwnikiem, wpadamy z impetem na przeszkodę chcąc uratować punkty, nasz nos, piszczel, czy łokieć
spotykają się z twardszą materią i mamy uraz, kontuzje. Wypadamy z gry.
.jpg)
Jest ciężko...
Ja nie jestem zawodowcem, nie uprawiam też sportów
kontaktowych, ale mimo to wielu mnie podobnych pcha się w kontuzje, jak kura pod auto.
Dlaczego? Dlaczego robimy sobie krzywdę? Chyba nie świadomie... Taką mam
przynajmniej nadzieje. A mimo to odnosimy kontuzje, które może w konsekwencjach
nie są tak groźne, jak wspomniana na wstępie, bo zakładam, że uprawiamy sport
amatorsko i z osobistych, czasem snobistycznych pobudek, więc mamy pewnie
prace, czy inne źródło utrzymania. Jednak pozbawiamy się na własne życzenie możliwości
kontynuowania danej dyscypliny, oddalając lub uniemożliwiając realizację zakładanego
celu, bo przecież po coś w końcu ćwiczymy.
I tak biegacz chce ambitnie wziąć udział w jakimś ważnym biegu, maratonie, pół maratonie czy może „biegu katorżnika”.
I tak biegacz chce ambitnie wziąć udział w jakimś ważnym biegu, maratonie, pół maratonie czy może „biegu katorżnika”.

Zapominam o wielu „przed etapach”, które mają mnie uchronić właśnie przed kontuzją. Ubrałem niedopasowane do terenu po jakim biegam buty, zwykła,
cienka podeszwa. Nie rozgrzałem się wystarczająco i moje mięśnie nie były
gotowe na wysiłek, który szczególnie na początku jest ponad nasze możliwości.
Plan był ambitny... Zrzucę przy okazji parę kilo,
poprawie wydolność układu sercowo-naczyniowego i oddechowego, poprawie wytrzymałość. Jednak uszkodzenia mięsni następnego dnia robią ze mnie kalekę i nie umiem
nawet poprawne chodzić, czy podnieść się nie przytrzymując oparcia. Czasem to już zniechęci
do podjęcia dalszych prób. Ktoś inny następnym razem przygotuje się znacznie
lepiej.
Innym razem postanawiamy poprawić nasza sylwetkę, bo
zapada się klatka piersiowa, zamiast kaloryfera na brzuchu nosimy bojler, a
chude, słabe kończyny pragniemy najlepiej w krótkim czasie opakować w piękne mięśnie.
Pominę fakt, że często zapominamy o nogach znajdując
jak na zawołanie milion wymówek, które usprawiedliwiają brak treningu od pasa w
dół – dobra… czasem widzę, że ktoś wspina się na palce, ale umówmy się – to nie
wystarczy.
Dotarliśmy więc na siłownie. Strój mało ważny, byle świeży i może niech spodnie od dresu nie będą zbyt wysoko.
Dotarliśmy więc na siłownie. Strój mało ważny, byle świeży i może niech spodnie od dresu nie będą zbyt wysoko.

Gubi nas duma, brak techniki i głupota, a
najczęściej dzieje się tak, bo jesteśmy niecierpliwi, oczekujemy
natychmiastowych efektów i o ile po pierwszych kilku tygodniach dostrzegamy
poprawę, to później często nie możemy nic więcej zaobserwować. Szukamy przyczyny. Dziwimy się, bo
widzimy znacznie większy postęp u niektórych ćwiczących i sami chcemy lepszych
rezultatów sięgając po większe ciężary, kiedy nie jesteśmy jeszcze na nie
gotowi.

Pamiętaj „sport to zdrowie”, a stosując się do powyższego nie będziesz musiał wybierać „sport czy zdrowie”...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz