
Czytałem wiele pięknych sentencji o przyjaźni, naprawdę pięknych, żeby nie powiedzieć - wzruszających. Ja jednak nie potrafię wpasować ich w codzienność.
Czy to ja jestem dziwakiem bez "przyjaciół" czy Wszyscy Ci, którzy mówią o swojej przyjaźni i przyjaciołach dają się ponieść fantazji i trwają w nierealny, wyimaginowanym świecie?
Uważam, że to jak wypowiadamy się o przyjaźni i przyjaciołach ma się najczęściej nijak do rzeczywistości. Myślę, że to wynika z pragnienia posiadania przyjaciela, jednak na tym się kończy, bo nie sadzę, że tak naprawdę mamy taką osobę, której możemy się ze wszystkiego zwierzyć, ale tak na prawdę ze wszystkiego. Nawet w stosunku do tej osoby, czyli do przyjaciela zawsze coś pozostaje w tajemnicy... Malo, że nie zwierzamy się to ostatecznie nie możemy w pełni liczyć na przyjaciela... (tak, jakbyśmy chcieli)
Przykre, ale prawdziwe. Może, kiedy jesteśmy nastolatkami i mało nas jeszcze doświadczyło życie, może wtedy mamy przyjaciela, przyjaciółkę - w to wierzę. Jesteśmy wtedy bardziej otwarci, szczerzy i bez większych kłopotów, problemów czy zobowiązań instytucja przyjaciela może być faktycznie obecna. Z upływem czasu obserwujemy wystudzenie relacji przyjacielskich. Zwykle my sami czy nasz przyjaciel wchodzimy w relacje z partnerem partnerką i automatycznie następuję przewartościowanie relacji. Więcej czasu nie spędzamy już z dotychczasowym przyjacielem i o ile na początku nie jest to nic złego o tyle, jeśli nie wracamy ponownie do zapomnianej przyjaźni. Relacja z partnerem się zacieśnia, dochodzi praca i ilość nowych obowiązków odstawia przyjaciela na drugi, trzeci plan. Częstotliwość spotkań drastycznie spada, tematy są dość ogólne, a przy różnicy zdań nie powstaje kompromis...
Kończy się przyjaźń, a nowi przyjaciele nie pojawiają się. Gonitwa dnia codziennego, obowiązki, realia dorosłego życia, postęp technologiczny i wiele innych czynników sprowadziło relacje przyjacielskie do wspominanych wcześniej sentencji wynikających z pragnień, a nie faktu posiadania.
Przykre, ale czy nie prawdziwe?

Mam niemałe grono znajomych, bliższych i dalszych, z którymi wiążą mnie miłe relacje, z którymi chętnie spędzałbym czas - częściej niż mogę sobie na to pozwolić. Ubolewam nad tym, że dzielą nas znacznie większe niż kiedyś odległości, że w dobie Internetu częściej piszę niż rozmawiam, że rzadko mogę spotkać się twarzą w twarz i zwyczajnie porozmawiać. I niestety wiem, że czasem to zwykłe wymówki i że niby dla chcącego nic trudnego, ale wiem również, że do tanga trzeba dwojga.

Wszystkim, którzy się ze mną nie zgodzą, bo mają przyjaciela pomimo tych wszystkich potencjalnych powodów jego utraty, które opisałem - szczerze zazdroszczę.
Nie zgadzam się, widocznie nie miałeś okazji mieć prawdziwego przyjaciela,a każdy zazwyczaj patrzy z perspektywy własnych doświadczeń :)
OdpowiedzUsuń