Reklama w internecie Życie...: Bajka o ptaszku

Polecam

piątek, 1 lutego 2013

Bajka o ptaszku


Z pewnością znacie, a jeśli nie to posłuchajcie...
W pewien szary, ponury, mroźny i zimowy dzień leciał sobie ptaszek. Leciał resztką sił, wycieńczony długim lotem i potwornie był głodny. Leciał, a skrzydełka odmawiały mu posłuszeństwa, więc raz po raz gwałtownie tracił na wysokości zwyczajnie spadając, jakby na ułamek sekundy tracił przytomność, po czym nagle ją odzyskiwał i ponownie nabierał wysokości i znowu spadał, aż za którymś razem wycieńczenie wzięło górę i ptaszek przekoziołkował kilka razy odbijając się od wiejskiej ubitej drogi przysypanej zmarzniętym śniegiem pozostając ostatecznie w bezruchu. Koniec jak można się domyśleć jest bliski...


Wracający swym zaprzęgiem z miasta woźnica jechał tą samą drogą, na której całkiem niedawno niefortunnie wylądował głodny, zziębnięty i wyczerpany ptaszek. Koń ciągnął pusty już wóz i wydawał się przy tym niestrudzony, pomimo długiej drogi i niskiej temperatury wóz ciągnął jakby był na początku wyprawy. A skupiając się na szybkim dotarciu do gospodarstwa nie zwracał uwagi na nic poza drogą, na której widniały odciśnięte ślady kopyt i kół, które pozostawił w śniegu, jadąc kilka godzin wcześniej w przeciwnym kierunku. Istotne było dotarcie na miejsce, czekająca tam porcja owsa i zasłużony odpoczynek. I tak idąc z opuszczonym łbem dostrzegł na wpół martwego ptaka, którego zaczynał przysypywać śnieg. Szarpnął wozem próbując go ominąć i w tym samym momencie zwyczajnie oddał się końskiej toalecie robiąc w trakcie tego manewru sporą kupę. Łajno wylądowało na drodze zakrywając zupełnie biednego ptaszka...

Ciepłe końskie odchody nie dość, że zaczęły przywracać ptaszynie funkcje życiowe, to nawet nakarmiły go nie przetrawionymi ziarnami owsa i słomą. Ptaszek wracał do żywych, ogrzał się i najadł do syta i mógł powrócić do swojej tragicznie przerwanej podróży. Zaczął się rozpychać prostując nóżki i chcąc rozłożyć pobijane skrzydełka.


Całemu zdarzeniu od pewnej chwili przyglądał się równie zmarznięty i wygłodniały, co nasz ptaszek przed jakimś czasem kot. Kotek teraz stał niemalże nad przestygłą i poruszającą się końską kupą czekając, aż ptaszek wychyli się na tyle by mógł go capnąć i zjeść. Ptaszek się jednak dość długo gramolił, więc niecierpliwy kot rozgarnął łapą łajno i chwytając łapkami wyciągnął ptaszka i czym prędzej pożarł, bo przecież bliski był śmierci głodowej.

Niby mało ważna historyjka, jednak z dość ważnym, acz lekko wulgarnym morałem na koniec, który brzmi:
"Nie każdy kto na Ciebie nasra jest Twoim wrogiem, a nie każdy kto Cię z gówna wyciąga jest przyjacielem..."




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz